wtorek, 3 czerwca 2014

A po powrocie... Naturalna smierć bloga...

I tak oto nastąpiła naturalna śmierć mojego kolejnego bloga...;)


Mija już trzeci miesiąc od mojego powrotu ze Szczecina a ja nadal nie mogę się zebrać do napisania relacji. I im dłużej to trwa tym bardziej wydaje mi się to bezsensowne. Pewnie dlatego, że właściwie nie ma o czym pisać. Nie było może tak źle jak myślałam ale tez nie wynikło z tego nic konstruktywnego... ;/ Po za tym w miedzy czasie tez sporo się działo. Miedzy innymi sporo imprez takich jak otwarcie nowej galerii z kolejnym kinem(które koniecznie trzeba było sprawdzić), urodziny mamy, moje imieniny a w końcu oczywiście święta Wielkanocne. Problemy z autem; przyszło pismo z Volkswagena informujące o wadzie fabrycznej klapy bagażnika wiec trzeba było pofatygować się na serwis. W między czasie mama do tego wszystkiego skręciła jeszcze kostkę... I tak dalej... Długo by wymieniać. Wszystko to prosiło by się rownież o pare słów komentarza. I tak zaległości rosną a moje chęci nadrobienia ich maleją...;)
Wracając jednak do tematu; miałam ostatnio trochę więcej wolnego czasu postanowiłam nadrobić przynajmniej relację. W wielkim skrócie moja wizyta w Szczecinie wyglądała tak:

Na miejsce zajechałyśmy późnym popołudniem. Hotelik był całkiem przyjemny. Znośna wielkość i standard pokoju. Niestety jego ogromną wadą okazała się restauracja. Sałatka, którą zamówiłyśmy na kolację okazała się po prostu ohydna. Dlatego wieczorem zamiast pozwiedzać poszłyśmy do pobliskiej galerii po pizzę. ;) Śniadanie na szczęście było w porządku. Typowy hotelowy zestaw. Po posiłku trochę się jeszcze przewietrzyłyśmy i pojechałyśmy do przychodni gdzie przyjmowało czterech specjalistów: kardiolog - dr Wiesława Wieczorek - Bardzo fajna, energiczna i konkretna pani. ;) Ja niestety nie miałam jeszcze żadnej historii dlatego jedynie zrobiła mi EKG (swoją drogą moje pierwsze udane bez odpadających klamerek) i osłuchała. Powiedziała, że nie słyszy żadnych niepokojących szmerów ale włączyła by blokery(czy jak to tam się zwie ;p) ze względu na tachykardie. Zapisała to wszystko oraz konieczność przeprowadzenia badań np. USG w notatce do lekarza rodzinnego... (O tym co wyszło z moich kardiologicznych poszukiwań postaram się napisać już wkrótce.) Ortopeda - dr Aleksander Szwed- Ten był najgorszy, straszny melepeta, cieżko było wydusić z niego jakieś słowo(może dlatego, że zrobiło się już późno?). Powykrecal mi tylko kolana i tak nic nie wymyślił... Anestezjolog - dr Mariusz Wachulski - Miły, elokwentny ale chyba mu się spieszyło bo najszybciej wszystkich przerobił ;) Ja jak zwykle kiedy spokojnie siedzę na wózku to w badaniu (po za zwiększoną częstotliwością oddechu) mieszczę się w granicach norm wiec po za ćwiczeniami nic nie szczególnego nie poradził... No i fizjoterapeuta - mgr Paweł Cichocki - przyznam się, że ja się zawsze trochę boje rehabilitantów bo moje doświadczenia są w tej kwestii są okropne ale muszę przyznać, że ten wiedział co robi. Pokazał np. właśnie fajne ćwiczenia oddechowe. Tylko jak to teraz wprowadzić w życie jak się jest takim leniem? ;p Wizyty nie były długie ale brakowało trochę kontroli nad kolejką. Ludziom się mieszało, także koniec końców siedziałyśmy tam do wieczora. Nie miałyśmy już siły szukać na mieście i ponownie skorzystałyśmy z restauracji hotelowej. Niestety z podobnym skutkiem co poprzednio. Tym razem padło na polędwiczki twardsze od podeszwy. Żeby nie opuścić Szczecina zupęłnie go nie zwiedzając następnego dnia, zaraz po śniadaniu spacerem udałyśmy się na Zamek. Nie było wiele do  oglądania więc niedługo potem wyruszyłyśmy w drogę powrotną.

I tak skończyła się moja szczecińska przygoda. :) 


Trzymajcie kciuki żebym tym razem wytrwała dłużej w postanowieniu blogowania. ;)