wtorek, 3 czerwca 2014

A po powrocie... Naturalna smierć bloga...

I tak oto nastąpiła naturalna śmierć mojego kolejnego bloga...;)


Mija już trzeci miesiąc od mojego powrotu ze Szczecina a ja nadal nie mogę się zebrać do napisania relacji. I im dłużej to trwa tym bardziej wydaje mi się to bezsensowne. Pewnie dlatego, że właściwie nie ma o czym pisać. Nie było może tak źle jak myślałam ale tez nie wynikło z tego nic konstruktywnego... ;/ Po za tym w miedzy czasie tez sporo się działo. Miedzy innymi sporo imprez takich jak otwarcie nowej galerii z kolejnym kinem(które koniecznie trzeba było sprawdzić), urodziny mamy, moje imieniny a w końcu oczywiście święta Wielkanocne. Problemy z autem; przyszło pismo z Volkswagena informujące o wadzie fabrycznej klapy bagażnika wiec trzeba było pofatygować się na serwis. W między czasie mama do tego wszystkiego skręciła jeszcze kostkę... I tak dalej... Długo by wymieniać. Wszystko to prosiło by się rownież o pare słów komentarza. I tak zaległości rosną a moje chęci nadrobienia ich maleją...;)
Wracając jednak do tematu; miałam ostatnio trochę więcej wolnego czasu postanowiłam nadrobić przynajmniej relację. W wielkim skrócie moja wizyta w Szczecinie wyglądała tak:

Na miejsce zajechałyśmy późnym popołudniem. Hotelik był całkiem przyjemny. Znośna wielkość i standard pokoju. Niestety jego ogromną wadą okazała się restauracja. Sałatka, którą zamówiłyśmy na kolację okazała się po prostu ohydna. Dlatego wieczorem zamiast pozwiedzać poszłyśmy do pobliskiej galerii po pizzę. ;) Śniadanie na szczęście było w porządku. Typowy hotelowy zestaw. Po posiłku trochę się jeszcze przewietrzyłyśmy i pojechałyśmy do przychodni gdzie przyjmowało czterech specjalistów: kardiolog - dr Wiesława Wieczorek - Bardzo fajna, energiczna i konkretna pani. ;) Ja niestety nie miałam jeszcze żadnej historii dlatego jedynie zrobiła mi EKG (swoją drogą moje pierwsze udane bez odpadających klamerek) i osłuchała. Powiedziała, że nie słyszy żadnych niepokojących szmerów ale włączyła by blokery(czy jak to tam się zwie ;p) ze względu na tachykardie. Zapisała to wszystko oraz konieczność przeprowadzenia badań np. USG w notatce do lekarza rodzinnego... (O tym co wyszło z moich kardiologicznych poszukiwań postaram się napisać już wkrótce.) Ortopeda - dr Aleksander Szwed- Ten był najgorszy, straszny melepeta, cieżko było wydusić z niego jakieś słowo(może dlatego, że zrobiło się już późno?). Powykrecal mi tylko kolana i tak nic nie wymyślił... Anestezjolog - dr Mariusz Wachulski - Miły, elokwentny ale chyba mu się spieszyło bo najszybciej wszystkich przerobił ;) Ja jak zwykle kiedy spokojnie siedzę na wózku to w badaniu (po za zwiększoną częstotliwością oddechu) mieszczę się w granicach norm wiec po za ćwiczeniami nic nie szczególnego nie poradził... No i fizjoterapeuta - mgr Paweł Cichocki - przyznam się, że ja się zawsze trochę boje rehabilitantów bo moje doświadczenia są w tej kwestii są okropne ale muszę przyznać, że ten wiedział co robi. Pokazał np. właśnie fajne ćwiczenia oddechowe. Tylko jak to teraz wprowadzić w życie jak się jest takim leniem? ;p Wizyty nie były długie ale brakowało trochę kontroli nad kolejką. Ludziom się mieszało, także koniec końców siedziałyśmy tam do wieczora. Nie miałyśmy już siły szukać na mieście i ponownie skorzystałyśmy z restauracji hotelowej. Niestety z podobnym skutkiem co poprzednio. Tym razem padło na polędwiczki twardsze od podeszwy. Żeby nie opuścić Szczecina zupęłnie go nie zwiedzając następnego dnia, zaraz po śniadaniu spacerem udałyśmy się na Zamek. Nie było wiele do  oglądania więc niedługo potem wyruszyłyśmy w drogę powrotną.

I tak skończyła się moja szczecińska przygoda. :) 


Trzymajcie kciuki żebym tym razem wytrwała dłużej w postanowieniu blogowania. ;)

czwartek, 6 marca 2014

Wyjazd.

Straszna tu ostatnio cisza ale nie było za bardzo o czym pisać. Zwykłe przygotowania do wyjazdu, wybór hotelu, zakupy, wyznaczanie trasy, pakowanie, itp. No i wreszcie nadszedł ten czas. Jeszcze tylko trzeba władować bagaże do auta i można wyruszać. Zobaczymy co z tego wyniknie. 

Do zobaczenia!

czwartek, 27 lutego 2014

Tłusty czwartek.

Ponoć żeby mieć szczęście w dalszej części roku dziś trzeba zjeść przynajmniej jednego pączka! Ja limit zaliczyłam. Z trudem bo z trudem ale jednak, zjadłam aż dwa! ;) Ale tylko dlatego, że były to nasze domowe. Takich sklepowych nie lubię, zwykle są nie do zjedzenia...

Z powidłami i nutellą. ;)

środa, 26 lutego 2014

Kierunek - Szczecin.

Minęło parę leniwych dni, w czasie których, pomimo całkiem ładnej pogody, kompletnie nic mi się nie chciało. Jedyne co załatwiłam to odbiór nowej karty parkingowej. Co uważam za kompletny bezsens bo już w listopadzie po wejściu w życie nowych przepisów będzie trzeba zaczynać wszystko od nowa... ;/ Tak czy siak wolałam to załatwić szczególnie, że niedługo wybieram się do Szczecina. Po co? Otóż na 7 marca zapisałam się w Poradni Chorób Nerwowo-Mięśniowych. Będą tam prowadzone konsultacje lekarskie przez: kardiologa, ortopedę, anestezjologa, i fizjoterapeutę. Mam co prawda sporo wątpliwości bo to w końcu spory kawał drogi ale nie często jest okazja poradzić się specjalisty z jakimkolwiek doświadczeniem w mojej chorobie a tu będzie ich od razu czterech. Dlatego jakoś się przymuszę ;) Zastanawiam się tylko czy nie jechać dzień wcześniej. Konsultacje zaczynają się od godz. 14:30. Teoretycznie wiec spokojnie bym zdążyła dojechać ale jak sobie pomyśle, że po tylu godzinach męki samochodowej mam się wlec do przychodni i może jeszcze czekać w kolejce to brr aż dreszcz mi po plecach przebiega >.< Zdecydowanie Nie! Muszę się rozejrzeć za jakimś dogodnym hotelem... Przy okazji może coś pozwiedzam. To będzie moja pierwsza wizyta w Szczecinie. ;)
Mapa Szczecina i okolic z roku 1911.


 źródło obrazka : http://police.info.pl/mwp/galeria.htm

piątek, 21 lutego 2014

Miodek.

Mówi się, że to co zdrowe musi być niedobre na szczęście są wyjątki i miód jest tego doskonałym przykładem. Jestem od niego prawie uzależniona. Nie wyobrażam sobie śniadania bez przynajmniej jednej łyżki tego płynnego złota. Dla mnie miód i herbata prawdziwe eliksiry zdrowia i długowieczności. Dlatego pomyślałam, że poświecę im kilka postów. Dziś zaczniemy od informacji ogólnych a w następnych wpisach postaram się opisać rodzaje miodu oraz jego właściwości lecznicze. Zapraszam! 

Miód pszczeli - Historia.

Pszczoły żyją na kuli ziemskiej od prawie 40milionów lat. Na wybrzeżach Jutlandii i Sambii znaleziono ślady miodu w bursztynie, którego wiek szacuje się na 30mln lat. W epoce kamiennej miód miał dla człowieka duże znaczenie jako pokarm. Na malowidle naskalnym sprzed 12000 lat,
znajdującym się w pobliżu Walencji widać kobietę odbierającą miód. Ludzie pierwotni mieli w zdobywaniu miodu dwa poważne problemy : jednym były niedźwiedzie, drugi pszczoły. Miód był jednak tak pożądany, że zbieracze miodu godzili się z użądleniami. Oprócz miodu jedli pyłek kwiatowy, czerw, czyli larwy, a więc całą zawartość plastrów, stanowiącą wysokowartościowy pokarm białkowy. Także u najstarszych ludów cywilizowanych archeolodzy znaleźli świadectwa spożywania miodu oraz stosowania go do celów medycznych. Starożytni Egipcjanie, Babilończycy, Sumerowie, Chińczycy cenili własności lecznicze miodu pszczelego. Funkcjonował handel miodem. Pszczoły trzymano głównie w ulach z gliny. Miód znaleziono w grobowcach faraonów jako jeden z elementów pochówku, czczono pszczoły gdyż była symbolem faraona. Już 2500 lat przed naszą erą ludzie używali miodu do leczenia ran. Na malowidłach egipskich powstałych ok. 1530 r p.n.e. przedstwione są przepisy na maść z miodu, mające zastosowanie w leczeniu schorzeń żołądka, kamicy nerkowej, zasłabnięć i zaparć. Hipokrates stosował miód w przypadkach gorączki, a okłady miodowe na ropiejące rany i owrzodzenia Za czasów królowej Hatszepsut godłem Górnego Egiptu była pszczoła miodna. W okresie panowanie Ramzesa II wysokim urzędnikom wypłacano część wynagrodzenia w postaci miodu. U Sumerów znaleziono glinianą tabliczkę, na której znajdowały się przepisy zawierające miód. Babilończycy wytwarzali lekarstwa z miodem.
Richard Paton (1717 - 1791),
 brytyjski malarz
U Hetytów miód był urzędowo reglamentowany. Hipokrates, prekursor medycyny zalecał miód do stosowania wewnętrznego i zewnętrznego w gorączce, w celu odwodnienia i odtrucia, do leczenia ran, jako środek dietetyczny i kosmetyczny, a jego uczniowie znali ponad 300 przepisów z zastosowaniem miodu. W Rzymie pszczelarstwo przeżyło rozkwit, a pszczelimi rodzinami opiekowali się wyznaczeni niewolnicy.
Miód miał znaczenie również w chrześcijaństwie.Jezus spożył plaster miodu na oczach swoich uczniów, żeby przekonać ich o tym , że zmartwychwstał. Aż do VI wieku chrzczeni ludzie dostawali miód i mleko.
 Miód pitny znano już w starożytności. Prawdopodobnie wiedza pochodzi od 
Rzymian. Różne rodzaje miodu pitnego były popularne w średniowiecznej Polsce. Pszczelarze i bartnicy tworzyli odrębną grupę zawodową, kto podbierał miód od ich pszczół, ryzykował życiem.

Miód – Co to takiego?

To słodki produkt spożywczy, wytwarzany przez pszczoły miodne lub inne odmiany i gatunki pszczół, poprzez przetwarzanie nektaru kwiatowego roślin miododajnych, a także niektórych wydzielin występujących na liściach drzew iglastych. Pszczoły gromadzą go w plastrze, gdzie ulega dojrzewaniu. W zależności od surowca, z jakiego powstał miód, wyróżnia się miody: nektarowe (kwiatowe), spadziowe, mieszane (nektarowo-spadziowe lub spadziowo-nektarowe). Miód może mieć konsystencję gęstego płynu lub stałą, a barwę od białej, poprzez jasnożółtą aż do brunatno-brązowej a nawet zielonkawej. Miody jasne są delikatniejsze w smaku, smak ciemnych jest zazwyczaj ostry. . W postaci płynnej nosi nazwę patoka, w postaci zestalonej (skrystalizowanej) krupiec.


 Skad mamy miód? 

Miód produkują pszczoły, znosząc do ula nektar kwiatowy lub spadź. Pod wpływem enzymów i kwasu mrówkowego (HCOOH) sacharoza przekształca się w przewodzie pokarmowym pszczoły w glukozę i fruktozę, których mieszaninę potocznie zwie się cukrem inwertowanym. Do wyprodukowania 1kg miodu kwiatowego jedna pszczoła musi zebrać nektar z co najmniej 3 milionów kwiatów, pokonując przy tym trasę o łącznej długości odpowiadającej sześćdziesięciokrotnemu okrążeniu ziemi. Pszczoła zbiera nie tylko nektar i pyłek ale także spadź. Pszczoła miodna może za jednym razem dostarczyć do ula: 60mg nektaru, spadzi i wody. Gdy pszczoły oblatują kwiaty, zbierając nektar, na ich ciele odkłada się pyłek kwiatowy. Podczas lotu pszczoła zbiera pyłek do koszyczków na tylnych odnóżach i przenosi go do ula. W miodach kwiatowych może być do 100 tys. ziaren pyłku w 10g miodu. Są jednak tak drobne że nie widać ich gołym okiem. Dzięki temu można w razie wątpliwości stwierdzić z jakich roślin pochodzi miód - oczywiście laboratoryjnie. Nektar i spadź zbierane przez pszczoły nazywamy pożytkiem. Robotnice przynoszą go do ula.
Tam już pszczoły nielotne przenoszą kilkakrotnie podany nektar z języczka do wola miodowego, wzbogacając go przy tym o enzymy. Tak przygotowany nektar złożony zostaje w komórkach plastra. Następnie odparowywana jest woda do zawartości ok. 17%-20%. Zapobiegnie to w późniejszym okresie fermentacji miodu. Dojrzały miód jest zasklepiany przez pszczoły woskowymi wieczkami. Jeśli w okresie zbierania nektaru pszczoły przynoszą do ula także spadź pszczelarz uzyska ze swoich uli miody mieszane: nektarowo-spadziowe lub spadziowo-nektarowe. Miód zrobiony przez pszczoły w przewadze z nektaru jednej rośliny nazywamy miodem odmianowym. Jeżeli powstał z nektaru wielu roślin kwitnących w tym samym okresie nazywany jest wielokwiatowym.

Krystalizacja?

Miód ulega krystalizacji jest to naturalna cecha miodu, krystalizacja następuje w różnym terminie od miodobrania, najszybciej krystalizują miody rzepakowe i wielokwiatowe, długo nie krystalizują miody akacjowe, gdyż osiadają większą zawartość fruktozy. Krystalizacja nie pogarsza jakości miodu Płynność miodu można przywrócić poprzez jego delikatne ogrzewanie. Pamiętając jednak o tym, że jest to substancja „żywa”. Dlatego należy przy przechowywaniu i stosowaniu zachowywać wszystkie zasady, jakie stosujemy do organizmów żywych, np. nie narażać na temperaturę przekraczającą 42°C, unikać narażenia na wilgoć i promieniowanie świetlne. Miód powinien bowiem być przechowywany w temperaturze 6-10°C, w szczelnych naczyniach, nie wchodzących z nim w reakcje chemiczne, w pomieszczeniu bez dostępu światła.

Ciekawostki 

  •  W grobowcach faraonów znajdowano miód nadal nadający się do spożycia. 
  • Aby wytworzyć 1 kg miodu, pszczoły muszą przysiąść około 4 miliony razy na kwiatach lub liściach, przy czym jedna pszczoła w ciągu całego swojego życia produkuje mniej więcej jedną łyżeczkę miodu. W zależności od gatunku rośliny (pożytku), z której pszczoły zebrały pyłek, miody różnią się od siebie konsystencją, barwą, zapachem i smakiem. Od tej ciężkiej pracy wykonywanej przez pszczoły pochodzi powiedzenie: Pracowity jak pszczoła
  • W niektórych rejonach (na przykład na Kaukazie, w Nowej Zelandii) występują rzadkie, trujące odmiany miodu. Ich szkodliwość wynika z właściwości nektaru. Typowym przykładem rośliny o trującym nektarze jest azalia pontyjska. Zatrucie takim miodem, mimo ciężkiego przebiegu, jest niegroźne dla życia i mija po kilkunastu godzinach. W smaku nie różnią się specjalnie od normalnego miodu. 
  • Miód w dawnych czasach był przez okres miesiąca spożywany przez nowożeńców jako środek wzmacniający, celem uzyskania zdrowego potomstwa. Dlatego mówimy "miesiąc miodowy". 
  • Pszczoły rozróżniają kolory: biały, czarny, żółty, niebieski. Inne kolory są dla nich kolorami szarymi.
 

 Miód falszywy, czy prawdziwy? 

Domowym sposobem trudno sprawdzić, czy miód nie jest podrobiony. Dobrej próbki nie można bowiem poznać ani po smaku, ani tym bardziej po kolorze, bo miody mają całą paletę odcieni barw i smaków. Obecność mąki lub krochmalu w miodzie można poznać po dodaniu paru kropel jodyny. Zmiana barwy na czarną lub niebieską świadczy o obecności mąki. Domieszkę kredy rozpoznaje się po burzeniu się miodu, wtedy gdy dodamy do niego octu lub innego kwasu. Miód można poddać jeszcze jednej próbie (jeśli jest płynny, nie skrystalizowany). Kropla miodu prawdziwego nie będzie toczyć się po wygładzonej powierzchni, tak jak to się dzieje z kroplą miodu zafałszowanego.



źródła:
 www.pinterest.com
nothingbuthoney.blogspot.com
www.miodziaz.waw.pl
pl.wikipedia.org
www.pasieka_gol.republika.pl
a-jutrem-zajme-sie-jutro.blogspot.com
www.mowimyjak.pl

poniedziałek, 17 lutego 2014

Dzień Kota!

Co prawda nigdy u mnie w domu nie mieszkał żaden kot ale to nie przeszkadza mi ich uwielbiać. ^-^ Dlatego przypominam wszystkim właścicielom tych ślicznych, mądrych i niezależnych futrzaków, że dzisiaj świętujemy  
 Międzynarodowy Dzień Kota! 

 "Jeden z przyjaciół miał Kota Arcyzbrodniarza, który sądził, że jest rondelkiem. Ale że był bardzo kosztowny i miał lepsze pochodzenie niż królowa Wiktoria, myślał, że jest rondelkiem z klasą". 
Terry Pratchett ("Kot w stanie czystym")


niedziela, 16 lutego 2014

U ŹRÓDŁA ZDROWIA - ONSEN KUSATSU

Pamiętacie, że moim marzeniem jest wycieczka do Japonii. Nie mam co prawda jeszcze żadnego konkretnego planu podróży ale naturalnie często przeglądam strony opisujące atrakcje turystyczne szukając ciekawostek, które mogłabym dodać do ewentualnej listy, którą chyba najwyższy czas zacząć zapisywać. Wszak moja pamięć jest dobra ale krótka. ;) 

Będzie to pierwszy i mam nadzieję nieostatni wpis do listy ale raczej nie trafi na jej szczyt... 

Właśnie trafiłam na japonia-online.pl na bardzo zachęcający artykuł o niewielkiej miejscowości Kusatsu położonej w północno-zachodniej części prefektury Gunma oraz gorąca wodzie źródlanej bijącej z głębi góry Shirane, która ponoć nie ma sobie równych. Może właśnie dlatego kurort Kusatsu od wielu lat plasuje się na szczycie list rankingowych najlepszych onsenów Japonii. Pomimo, że nie przepadam za bardzo gorącą wodą to chyba mogłabym się poświęcić dla tak pięknych okoliczności. W centrum miasta znajduje się Yubatake – miejsce o wielkiej wadze symbolicznej. Woda o temperaturze ponad 70 stopni Celsjusza nieustannie wydobywa się tam na powierzchnię ziemi, by następnie kanałami wykonanymi z drewna sosnowego spłynąć do zbiornika umieszczonego poniżej. Stamtąd – schłodzona o kilka stopni – dostarczana jest do ryokanów i łaźni. Każdej minuty wylewa się stamtąd 4000 litrów gorącej wody źródlanej. Wokół Yubatake unoszą się kłęby pary, a wieczorem miejsce to jest podświetlane, co tworzy wyjątkowo magiczną atmosferę. 
Źródło: Onsen Ism Kusatsu
 Chciałabym kiedyś wykąpać się tam też by sprawdzić czy rzeczywiście są tak dobroczynne dla zdrowia. „Dobre gorące źródła są jak dobry lekarz”. Wodom onsenu Kusatsu przypisuje się, że wyleczą wszystko poza złamanym sercem. Jej najważniejsze składniki to siarka, siarczan aluminium i chlorek wapnia. Daje ulgę w takich dolegliwościach jak nerwobóle, choroby skóry, ból mięśni, chroniczne zmęczenie czy nadciśnienie tętnicze. Dzięki wysokiej kwasowości ma właściwości oczyszczające – zabija niemal wszystkie bakterie i grzyby... 
Źródło: Flickr
Ōtakinoyu to kompleks oferujący zarówno kąpiele na zewnątrz, jak i w środku. Główną atrakcją tego miejsca jest awaseyu, czyli możliwość wyboru spośród kilku drewnianych basenów z wodą o różnej temperaturze (między 38 a 46 stopni).
Źródło: Tozen Kusatsu
Odwiedzając Kusatsu należy pamiętać o przestrzeganiu zasad obowiązujących podczas wizyty w onsenie. Oficjalna strona kurortu opracowała dotyczący manier poradnik, dostępny pod tym linkiem.



Pozdrawiam.

piątek, 14 lutego 2014

Walentynki.

Teoretycznie nie planowałam notki z okazji walentynek bo jest to święto mi obojętne. Nie mam nic przeciwko niemu, każda okazja do okazywania sobie uczuć czy po prostu do bycia milszym jest dobra. Ale ja jakoś nigdy nie dałam się porwać walentynkowemu szaleństwu. Szczerze mówiąc gdyby nie telewizja pewnie nawet bym o nich nie pamiętała. ;)


Skoro jednak sobie o nich przypomniałam życzę Wam nie tyle miłości, co uśmiechu, poczucia humoru i cierpliwości. Bo zarówno Ci sparowani, jak i Ci bez pary wiedzą, że bez tych trzech rzeczy trudno przejść przez życie. Nie ważne, czy z partnerem, rodziną czy przyjaciółmi.Kochajmy się więc i bądźmy dla siebie dobrzy. Bo bycie wrednym bywa fajne, ale też strasznie samotne... 

 
A taką i tylko taką walentynkę chciałabym dostać!

Pozdrawiam. ;*

poniedziałek, 10 lutego 2014

Zniechęcenie.

Poza tym jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. 
Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada cicho 
na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej nocy.
Haruki Murakami – Koniec świata i hard-boiled wonderland

Udręki, doprowadzające do szału chwile wśród nocy muszą siłą rzeczy minąć. Ale co dalej? Tylko ta apatia, to śmiertelne przygnębienie? Czy nadejdzie kiedyś czas, gdy nie będę już pytał, dlaczego świat przypomina nędzną uliczkę, bo nędzę potraktuję jako rzecz normalną? Czy smutek w końcu zmienia się w nudę zaprawioną uczuciem lekkich mdłości?
Clive Staples Lewis – Smutek

Ech, w założeniu na tym blogu chciałam skupić się na pozytywnej części życia. Miałam tu nie marudzić/narzekać, nie pisać o przykrościach czy niepowodzeniach. W końcu miał to być mój motywator ale jakoś mi to nie wychodzi. Kompletnie nic mi się nie chce. Ta cała sytuacja mnie przytłacza. Nie wiem co i jak mam zrobić ze sobą i ze swoim życiem. Jedyne co czuję to apatia na zmianę z okropnym obezwładniającym smutkiem... Najgorsza jest jednak świadomość, że nie mam już ani sił ani czasu żeby samej coś zmienić a nikt mi w tym nie pomoże...

środa, 5 lutego 2014

Biurokracja...

 "(...) Wiedziałeś, że my również wyrzekliśmy się cywilizacji? Rozumiesz, urzędasy osaczały nas ze wszystkich stron. Skrybowie o fioletowych językach i niespokojnych spojrzeniach, zgarbieni, szurający nogami i recytujący swe bezkrwiste listy. Och, policzmy to wszystko! Ustalmy akceptowalny poziom nędzy i cierpienia! - Laska uderzyła z łoskotem o ziemię. - Akceptowalny? Kto, kurwa, powiedział, że jakikolwiek poziom jest akceptowalny? W jakim umyśle mogła zrodzić się taka idea? - W cywilizowanym, oczywiście."
 

Steven Erikson – Myto Ogarów #2. Początek


Ach ta biurokracja... Pewnie wszyscy mamy jej czasami dość. Ja w ostatnim czasie mam jej po dziurki w nosie. Tak się jakoś niefortunnie złożyło, że przeterminowało mi się większość dokumentów. Od karty parkingowej po dowód osobisty... W dodatku do prawie wszystkiego potrzebne są zdjęcia więc trzeba było jeszcze pofatygować się do fotografa a ja strasznie nie lubię zdjęć...;/ Nie było to nic przyjemnego. Pozowałam oczywiście na wózku, oparcie potem zostało wycięte przez co wyszło trochę koślawe. Wygląda mało naturalnie ale ogólnie jest znośnie. ;) 

niedziela, 2 lutego 2014

Przełom w badaniach nad komórkami macierzystymi!

Jedną z nadziei osób chorych na SMA i nie tylko, są oczywiście komórki macierzyste. Niestety nadal metody ich tworzenia mają wiele niedoskonałości. Jednak wczoraj na moim ulubionej japońskiej-prasówce całkiem interesujący i napawający odrobiną nadziei news o przełomowej metodzie uzyskiwania komórek macierzystych. Naukowcy z Japonii i Stanów Zjednoczonych opracowali nową, bardzo szybką metodę uzyskiwania komórek pluripotencjalnych. Wystarczy poddać krwinki (leukocyty) stresowi, zanurzając je w mocnym kwasie. 
Pozwolę sobie zacytować tutaj ten artykuł ale zachęcam też do przeczytania oryginału.


31.01.2014 | 16:00 
Opracowanie: Jan Olszówka
Naukowcy z japońskiego Centrum Biologii Rozwojowej instytutu RIKEN wraz z naukowcami ze szkoły medycznej na Harwardzie dokonali odkrycia, które może odmienić biologię.
W czym rzecz? Mianowicie chodzi o wspomniane na wstępie komórki macierzyste - są to komórki w stanie gotowym do wykorzystania, ale jeszcze nie przekształcone w odpowiednie części ciała. Aby być precyzyjniejszym, chodzi dokładnie o komórki pluripotentne, czyli takie, które mogą uformować się w niemal każdą komórkę dorosłego organizmu poza łożyskiem, które spełnia funkcję łącznika płodu z matką, transportując zbędne i niezbędne substancje tam i z powrotem.
Te właśnie komórki naukowcy chcą wyhodować sztucznie, gdyż stanowią one podstawę tworzenia organów oraz ich regeneracji. To tak, jakbyśmy mieli element konstrukcyjny, który staje się potrzebnym materiałem dopiero wtedy, kiedy zachodzi taka potrzeba. Nie wcześniej. Do czasu wykorzystania owe komórki mogą przekształcić się w dowolny składnik - mięśnień, krwinkę, naskórek - we wszystko.
W 2006 roku japoński naukowiec Shinya Yamanaka otrzymał Nagrodę Nobla za prace w dziedzinie biologii dotyczące przekształcenia dorosłych (somatycznych) komórek ludzkiego ciała w komórki macierzyste. Dzięki temu można było sztucznie tworzyć "element konstrukcyjny" ludzkiego ciała. Niedoskonałością tej metody była konieczność zmiany kodu genetycznego jądra komórkowego.
I tu wkracza odkrycie naukowców z RIKEN i Harwardu. Dokonali oni takiego samego przekształcenia jak Yamanaka, ale bez manipulacji genetycznej, a zmianą środowiskową. Komórki dojrzałe zostały otoczone różnymi stresorami, w tym płynem z niskim odczynem pH, czyli roztworem kwasowym. W tak urządzonym środowisku prasowano je ciśnieniowo przez pięć minut. Ów proces pozwolił na pozyskanie pluripotentnych komórek. Został on nazwany STAP od angielskich słów stimulus-triggered acquisition of pluripotency cells.
Charles Vacanti, biolog do spraw komórek macieżystych i inżynierii tkanek z Harwardu, mówi, że proces pozyskania tych komórek zachodzi samoistnie w organizmie ludzkim. Im mocniejsze uszkodzenie, tym bardziej komórki powrócą do swojego pierwotnego stanu.
Badania przeprowadzono na komórkach macierzystych myszy. Jeżeli testy się powiodą na komórkach ludzkich, będzie można mówić o przełomie w biologii. Zgodnie ze słowami Ricardo Dolmetscha, szefa działu neurologii instytutu Novartis, prowadzącego biomedyczne badania w Massachusetts: "Z praktycznego punktu widzenia, wszystko czego potrzeba będzie to zmiana pH i zmiana kultury komórek. Wtedy proces produkcji komórek plutipotentnych stanie się prosty i łatwo dostępny".
Pani doktor Haruko Obokata z Centrum Biologii Rozwojowej instytutu RIKEN podkreśla, że nie spodziewała się, że komórki mogą w ten sposób reagować na swoje środowisko: "Niesamowicie jest myśleć o nowych możliwościach związanych z tymi ustaleniami."



wtorek, 28 stycznia 2014

SEZON NA OBSERWACJĘ WIELORYBÓW.

Widok przepływającego obok wieloryba należy do tych, o których łatwo się nie zapomina. W okolicach Okinawy właśnie rozpoczyna się sezon rejsów, których celem jest obserwowanie tych pięknych zwierząt. A na moim ulubionym portalu opublikowano właśnie [NEWS] na ten temat. Polecam!
Pozwolę sobie zamieścić tu, przedstawiony w artykule materiał filmowy z rejsu:

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Ostatnie pytanie!

źrudło: japonia-online.pl
Dziś, po jednodniowym opóźnieniu, na łamach dziennika "Japonia-Online" opublikowane zostało ostatnie pytanie w Konkursie Noworocznym, "Co wiesz o Japonii?"! Oczywiście brałam w nim udział. ;) 
Wszystko zaczęło się 7 stycznia a ostatnie pytanie pojawić się miało 26. jednak w sobotę w związku z chochlikiem technicznym nie ukazało się wcale... Zasady były proste, w ciągu 20 dni zadano 20 pytań! Codziennie przed godziną 20:00 publikowano news z pytaniem konkursowym. Na odpowiedzi czas był do godziny 24:00 w dniu publikacji pytania. Nie mogłam czekać jednak zbyt długo. Ponieważ po ok. godzinie dodawano podpowiedź, która zmniejszała ilość otrzymanych punktów za prawidłową odpowiedź: bez podpowiedzi były 3 punkty, po 1. podpowiedzi - 2 punkty i po 2. podpowiedzi - 1 punkt. Przyznam, że wymagało to sporo samodyscypliny i wytrwałości. Nie łatwo codziennie popołudniu wygospodarować czas w  odpowiedniej ilości żeby dorwać pytanie jeszcze przed podpowiedziom. 
Nagrody to:  - Pudełko do bento - Zestaw do kaligrafii - Zestaw: podkładka do podłużnego papieru + 30 arkuszy podłużnego japońskiego papieru - Ceramiczna figurka sowy - Figurki maneki neko w różnych kolorach - Japoński tusz do kaligrafii - Zestaw: podkładka pod papier + 50 arkuszy japońskiego papieru - Japoński notes listowy - Bambusowa mata na pędzle.
Zwycięzcy sami dokonają wyboru spośród dostępnych nagród. O kolejności wyboru zadecyduje miejsce w rankingu zwycięzców - kto pierwszy ten lepszy! W przypadku remisów zorganizowana zostanie dogrywka. Wydaje mi, że większość odpowiedzi miałam prawidłowych. Niestety kilka razy się spóźniłam i dwa razy dałam zły temat(baka) więc pewnie nie zostały policzone... 
Ech, nie mogę się doczekać wyników. ;)

Trzymajcie kciuki!^-^

niedziela, 26 stycznia 2014

Czarna materia. :)

Zimowa nuda wciąż trwa a ja obejrzałam na Planete+ kolejny program o czarnej materii. I po raz kolejny usłyszałam w nim zupełnie coś innego. To zabawne jak twórcy dokumentów dobierają teorie. Zresztą jest ich pewnie tak wiele, że nie mają innego wyjścia. Mnie ogólnie bardzo fascynuje kosmiczna tematyka ale do nauki fizyki nigdy niestety nie miałam cierpliwości i zdolności. Wprost nie cierpię obliczeń matematycznych. ;p Po za tym irytuje mnie ilość niedopowiedzeń związanych z teoriami kosmicznymi... Np. w tym programie wspomniano nie tylko o poszukiwaniach istniejącej czarnej materi ale też o próbach jej wytworzenia w Wielkim Zderzaczu Hadronów, po przez mini "Wielkie wybuchy". ;) Bo ponoć w tedy ona powstała. Tylko skoro zwykła materia w tedy powstała i ciemna materia w tedy powstała, to ja się pytam co w końcu wybuchło??? Może jakaś trzecia materia? ;) Tego nikt nie wie i pewnie szybko się nie dowie ale jeśli chcecie wiedzieć jaka szalona i chaotyczna teoria postała w tedy w mojej głowie to ją tu opiszę: Otóż zakładając istnienie równoległych wymiarów pomyślałam, że jeszcze przed wybuchem nasz wymiar był pusty. Ewentualnie było w nim coś czego w tej chwili nie jestem w stanie sobie wyobrazić. I w tym czasie  w sąsiednim wymiarze jakaś czarna dziura, łącząc się z innymi czarnymi dziurami, wchłonęła już tak dużo materii, że czasoprzestrzeń nie mogła tego pomieścić więc się wybrzuszyła i wtargnęła do tego wymiaru. Dlatego materia jest nie widoczna(czaicie XD) I tak proces wchłaniania trwał, glut rósł i rósł  aż wybuchł! A co było potem to już wiadomo. Proste, prawda? XD  
Hehe. Ok, na dziś chyba starczy tych chaotycznych bredni. Mam nadzieję, że nikt nie weźmie tego na poważnie...;)
Symulacja kom. wyniku zderzenia cząstek.
źródło: http://pl.wikipedia.org/

sobota, 25 stycznia 2014

Nuuuda...

Minęło parę dni zima się przeobraziła. Śnieg prawie znikł a zastapił go wszechobecny lód. Każda nawet najdrobniejsza gałązka, igiełka czy źdźbło trawy wygląda jak zrobione ze szkła. W dodatku u nas niebo jest bezchmurne a słońce zmienia okolice w skrzący się tysiącami barw diament. Muszę przyznać, że dawno nie widziałam zimy w takiej wersji. Do tej pory sądziłam, że nic nie przebije kołderki białego puchu ale teraz jestem skłonna zmienić zdanie. Może nie dotyczy to samego lasu ale okolica wygląda teraz najpiękniej... Żałuje tylko, że nie udało się uchwycić tego połysku na zdjęciach. Do tego potrzebny byłby prawdziwy aparat (nie tabletowy) i ktoś z odrobiną talentu fotograficznego. :)
Niestety lód pokrył nie tylko drzewa ale i drogi, a to oznacza, że jestem uziemiona w domu i zżera mnie nuda. >.< Oby wiosna szybko przyszła.


Pozdrawiam.

czwartek, 23 stycznia 2014

Ciemna strona Japonii - YOKO ONO PRZECIWNA RZEZI DELFINÓW.

Niestety nawet moja ukochana Japonia ma swoją ciemną stronę. W niewielkim miasteczku Taiji w prefekturze Wakayama, uchodzącym za miasto wielorybnicze, znanym między innymi z nagrodzonego Oscarem filmu dokumentalnego pod tytułem Zatoka delfinów (The Cove). Każdego roku odbywa się polowanie na delfiny. Najpiękniejsze okazy sprzedawane są oceanariom, reszta jest zabijana w celu uzyskania mięsa. Według danych założonej przez Watsona organizacji Sea Shepherd w tym roku schwytano pomiędzy 200 a 250 delfinów (najliczniejsze do tej pory stado). 
Więcej o tegorocznych wydarzeniach w Taiji można przeczytać w tym newsie na japonia-online.pl

Wdowa po Johnie Lennonie wyraziła swoje zaniepokojenie mającą się odbyć w najbliższych dniach rzezią delfinów. 20 stycznia Yoko Ono wystosowała list otwarty do mieszkańców Taiji. Ono podkreśla w swym liście, że praktyki te są druzgocące dla reputacji Japonii.
Ono umieściła list na swojej stronie Imagine Peace, adresując go przede wszystkim do rybaków z Taiji, ale również do premiera Japonii, Shinzō Abe. Kilka dni wcześniej (17 stycznia) amerykańska ambasador Japonii – Caroline Kennedy – opublikowała na portalu Twitter post, w którym wyraziła dezaprobatę dla tego, jak nieludzkie jest postępowanie japońskich rybaków. 
Rzecznik rządu, Yoshihide Suga, wypowiedział się tymczasem w obronie rybaków, podkreślając, że rzeź delfinów jest elementem tradycyjnego rybołóstwa i odbywa się w zgodzie z japońskim prawem.


Wsparcie celebrytów dla społecznych akcji jest istotne, bo pomaga zwrócić uwagę społeczności całego świata na problem. Do sprzeciwu przeciwko japońskiej rzezi delfinów w Taiji przyłączyła się Yoko Ono.

źródło: The Dive Site
Jeśli zaś i Wy chcielibyście wyrazić własny sprzeciw, poniżej podaję Wam link do strony, która zbiera podpisy pod petycją: 


środa, 22 stycznia 2014

Pomocny 1%.

Jedną(a właściwie jedyną ;p) ze spraw, którą udało mi się zakończyć od czasu kiedy postanowiłam działać, było dołączenie do fundacji i otworzenie rachunku bankowego Fundacji Pomocy Chorym na Zanik Mięśni z siedzibą w Szczecinie  w celu gromadzenia środków pieniężnych z tytułu darowizn oraz odpisu 1% podatku dochodowego od osób fizycznych ze wskazaniem...
Formalności mam już za sobą lecz teraz czeka mnie dużo trudniejsza cześć; czyli zbiórka. Nie przychodzi mi do głowy nic po za stworzeniem ulotki (co samo w sobie jest już dość problematyczne, kompletnie nie umiem pisać o sobie. ;/) i roznoszeniu jej po rodzinie czy znajomych... Ech nie wiem jak ja to przeżyje. Nienawidzę prosić ludzi o pomoc, szczególnie jeśli chodzi o pieniądze. Gdyby nie fakt, że podatek i tak każdy musi zapłacić to chyba bym się nie zdecydowała. No ale nie ma co dłużej marudzić, muszę się wziąć w garść i jakoś to załatwić. W końcu nikt tego za mnie nie zrobi a potrzeby nie znikną...;) 

Oczywiście jeśli jakieś dobra, zabłąkana na mojego bloga duszyczka to teraz czyta i nie ma jeszcze pomysłu co zrobić ze swoim 1% to polecam moje subkonto. ^---^


Aby przekazać 1% podatku, wystarczy w rozliczeniu rocznym, 
wpisać: nr KRS 0000020975 
ważne żeby zaznaczyć też, że to dla mnie ;) czyli w polu „INFORMACJE UZUPEŁNIAJĄCE" należy wpisać: Ida Reślińska. 

Natomiast dla osób chcących wpłacić darowiznę nie związaną z 1% 
pozwolę sobie podać także nr konta bankowego 
Fundacja Pomocy Chorym na Zanik Mięśni w Szczecinie
Al. Wojska Polskiego 69, 70-478 Szczecin
Bank PEKAO SA I O/SzczecinNRB: 
nr konta 26 1240 3813 1111 0000 4395 6119 
w tym wypadku również bardzo ważne jest żeby dopisać
 w tytule moje imię i nazwisko (Ida Reślińska) 
aby było wiadomo że to z przeznaczeniem na cele indywidualne.


Każdy grosz, to krok bliżej lepszego życia!
Za każdą pomoc WIELKIE DZIĘKUJĘ!!!!

sobota, 18 stycznia 2014

47 roninów.

Wczoraj postanowiłam przełamać okropną nudę tego tygodnia i wybrać się przynajmniej do kina. Niestety jak na złość z filmów, które chciałam zobaczyć pozostał tylko film pt. "47 Roninów". ;/ Powiem szczerze, udając się do kina nastawiałam się na godziny udręki i zgrzytania zębów, bo chyba nikt, kto obejrzał trailer, naiwnie nie sądził, że będzie to filmowy majstersztyk. I muszę przyznać, że mile się rozczarowałam. Ale tylko odrobinę. :) 
Historia opowiedziana w "47 roninów" jest historycznym wydarzeniu z początków XVIII wieku, gdy tytułowych 47 roninów (czyli samurajów pozbawionych swojego feudalnego pana), działając ponad prawem, a zgodnie z kodeksem honorowym postanawia dokonać zemsty na urzędniku państwowym winnym śmierci ich pana. Opowieść w japońskiej kulturze nabrała wręcz legendarnego charakteru i zakorzeniła się bardzo głęboko w tamtejszej świadomości; wielokroć była zresztą przedmiotem ekranizacji. Do dziś owi ronini uważani są za bohaterów narodowych, symbol walki o sprawiedliwość nawet za cenę życia. Film jest jednak tylko wariacją na temat. Historia ta była tylko pretekstem do jego stworzenia i została tak przetworzona, aby znalazło się w niej miejsce dla Keanu Reevesa oraz (czarnej) magii, której jest tu co nie miara. Mamy demony, mnichów Tengu i wiedźmy. Rzucanie uroków, las duchów i magiczne stwory...
Moim zdaniem film jest jednak w wielu miejscach niedopracowany, wątki są słabo zarysowane, a aktorstwo średnie, nie uświadczmy także jakiś złożonych dialogów czy głębszej myśli. Za to momentami jest dosyć zabawnie, ale właściwie dzięki jednej z postaci. Całość historii czy tradycji samurajskich jest potraktowana bardzo powierzchownie, nie dziwi mnie więc fakt, że w Japonii film ten nie spotkał się z ciepłym przyjęciem. 
Bez zarzutu jest natomiast strona techniczna. Efekty specjalne stoją na wysokim poziomie, sekwencje akcji zrobione są typowo pod efekt trójwymiarowy (takie wrażenie odniosłem będąc na seansie 2D), a wszystko to uzupełnia niezła muzyka, ładne widoczki i kostiumy(nie zawsze akuratne, ale przyznać muszę, że stylizowane kimona głównej bohaterki były interesujące). I choć wszystko to cieszy oko, są zwroty akcji, jest dramat i romans, walka i poświęcenie to całość nadal pozostaje nader przewidywalna i patetyczna, na pograniczu tandety/kiczu. 
Jest to przyzwoite, kolorowe widowisko lecz film nie potrafi ukryć pustki, która tkwi w jego centrum. Idąc z takim nastawieniem do kina, po seansie nie będzie zawodu i poczucia, że pieniądze poszły na marne. Skłamałbym jednak, mówiąc, że odczekanie i obejrzenie jej później w domu na DVD będzie błędem. 
-------------------------------------*~~~~~~~~~~*------------------------------------------

Teraz tylko czekam na Oscary, wtedy może wróci kilka seansów, któregoś z przegapionych filmów. :)


Pozdrawiam. 

środa, 15 stycznia 2014

Biały puch.

Ach, jak pięknie.
Dziś wreszcie miło było wyjrzeć rano przez okno. Zima zrobiła porządek i przykryła całe to szaro-bure błoto piękną, białą, puszystą kołderką. ;) Ja na ogół raczej nie przepadam za zimnem i wyczekuję nadejścia szybkiej wiosny ale w takie dni nie sposób zaprzeczyć, że Zima to chyba najładniejsza i najbardziej magiczna pora roku. Mimo wszystko wolałabym żeby amerykańskie prognozy się nie sprawdziły. Jak to się mówi co za dużo to nie zdrowo. :)
A teraz na potwierdzenie wrzucę widoczki z mojego okna:



Nie są najlepsze ale jeśli nie zapomnę zabrać aparatu to postaram się dodać kilka ciekawszych ujęć, prosto z lasu. ;)

Pozdrawiam.


poniedziałek, 13 stycznia 2014

Szalone marzenia...

Pomyślałam sobie, że w tym pierwszym prawdziwym wpisie(powitanie się nie liczy ;p) podzielę się ze światem swoim jedynym szalonym marzeniem. Pewnie łatwo się domyślić, że jest nim wyjazd do Japonii.^-^ Marzę o nim od zawsze.  Niestety z moim zdrowiem jest coraz gorzej więc jeśli miałabym się kiedykolwiek porwać na to szaleństwo to chyba tylko teraz ale tak naprawdę nie wiem nawet od czego miałabym zacząć planowanie takiej wyprawy... Jedynie nad terminem nie musiałabym się wiele zastanawiać. Monsunowe lato, z temperaturami powyżej 35*C, zdecydowanie odpada. Najchętniej wybrałabym oczywiście wiosnę w czasie święta Hanami czyli św. kwitnienia wiśni, które dosłownie tłumaczy się jako: "oglądanie kwiatów". Ten piękny zwyczaj liczy sobie już kilkaset lat. Najstarsze jego formy pojawiły się w okresie Nara (710-784), a jego źródeł można się doszukiwać w dworskim zwyczaju hana no en (花宴, dosł. „uczta kwiatowa”), powstałym pod wpływem dworskiej kultury Chin okresu dynastii Tang, oraz w istniejącej przynajmniej od VIII w. religijnej ceremonii oddawania czci bóstwom rezydującym w drzewach sakury. Zwyczaj ten został spopularyzowany przez cesarza Sagę (嵯峨天皇 Saga-tennō, 786-842), który pod kwitnącymi drzewami wiśni w cesarskiej siedzibie w Kioto wydawał przyjęcia połączone z oglądaniem kwiatów i piciem sake. Uważa się, że w ten sposób zapoczątkował praktykowane hanami w postaci zbliżonej do dzisiejszej. Również w okresie Heian pojawiła się poezja opisująca urodę delikatnych kwiatów, które były postrzegane jako metafora samego życia – krótkotrwałe piękno; uznawanie życia za coś tymczasowego było i jest bardzo popularne w kulturze japońskiej. Do dzisiaj kwiaty wiśni są jednym z kulturowych symboli Japonii.
Obecnie tradycja hanami jest nieustająco żywa. Japończycy mają może opinię najbardziej pracowitego społeczeństwa świata. I to prawda, ale jednocześnie są to ludzie, którzy potrafią niemal w stu procentach wykorzystać każdą nadarzającą się okazje do zabawy. Tak naprawdę hanami to wielki wiosenny piknik.  W okresie kwitnienia wiśni tysiące ludzi zapełniają parki, bawiąc się pod ukwieconymi drzewami, przy czym niekiedy zabawa przeciąga się do późnych godzin nocnych. Najlepsze miejsca w parkach zajmowane są na kilka godzin, a niekiedy nawet na kilka dni przed samym wydarzeniem. 
Tradycyjne bentō
przygotowane na hanami
W miastach takich jak Tokio popularne są nocne zabawy pod drzewami wiśni (yozakura, 夜桜, dosł. „nocna sakura”), niekiedy, jak np. w tokijskim parku Ueno, przy świetle papierowych lampionów.  Cudownie byłoby w czymś takim uczestniczyć.~~ Trudno jednak cieszyć się pięknem przyrody z pustym brzuchem. Jedzenie jest równie ważnym elementem hanami jak piękne kwiaty. Japońskie przysłowie „lepsze dango od kwiatów” (花より団子, hana yori dango) odnosi się do osób, które wolą ucztować niż podziwiać wiśnie. Z pośród tradycyjnych potraw strasznie chciałabym spróbować dango (są to kulki ryżowe).*-* Powszechnie pije się też sake i piwo. Choć to akurat nie mój smak. ;)
Pierwszą oznaką zbliżającego się święta wiśni są kwitnące śliwy, które na południu Japonii można zobaczyć pod koniec lutego. Obwieszczają one nadejście wiosny i są sygnałem do rozpoczęcia odliczania. I rzeczywiście kilka tygodni później Japonię po prostu zalewa powódź wiśniowych kwiatów. Czyli najlepszy byłby początek kwietnia. :)

Podczas Tsukimi świątynia przystrojona
jest trawami susuki, które kwitną w tym
okresie, a na ołtarzu ustawionych jest
13 ryżowych ciastek o-mochi(każde
symbolizuje jeden miesiąc z kalendarza
księżycowego, który liczył 13 miesięcy).
Ostatecznie w grę wchodzi jeszcze ciepła i kolorowa jesień. W czasie której odbywa się np. Festiwal Tsukimi (czyli oglądanie pełni księżyca) we wrześniu oraz podziwianie pięknie wybarwionych, czerwonych klonowych liści. Tradycja obchodów tego  święta sięga okresu Heian (VIII-XII w. n.e.) i, jak wiele festiwali celebrowanych na ówczesnym cesarskim dworze, również  ta wywodzi się z Chin... A że jesienią wypadają również moje urodziny, byłby to najwspanialszy prezent. 


Ech, trochę się rozmarzyłam...











sobota, 11 stycznia 2014

Wielkie otwarcie! ;)

Witajcie na moim nowym blogu!
Przyznam może od razu, że wielokrotnie już nachodziła mnie chęć założenia bloga. Niestety zapał mijał równie szybko jak się pojawił i po góra roku zupełnie o nim zapominałam. ;/ Po co więc pakuję się w to po raz kolejny? Bo tym razem nie mam co do niego żadnych wygórowanych wymagań,  liczę jedynie, że spełni rolę motywatora . Żeby ten "ostatni rozdział" nie był tak pusty jak reszta mojej powieści zwanej życiem... ;)
Powinnam chyba od razu wyjaśnić też skąd taka nazwa. Odpowiedź jest prosta; od urodzenia choruję na SMA typu 1.(?) Mieszkam na bardzo małej wsi gdzie dostęp do rehabilitantów czy lekarzy, którzy wiedzieli by z czym mają do czynienia, czy czegokolwiek innego(włączając w to towarzystwo rówieśników) był i jest właściwie żaden. Przez co do tej pory żyłam sobie po prostu z dnia na dzień, nie myśląc wiele o chorobie i przyszłości...-.-' Jednak w ostatnich 5. latach przeżyłam dwa większe kryzysy i od tego czasu postęp choroby wyraźnie przyspieszył. Z roku na rok widzę ogromną różnicę i czuję, że to już nie będzie trwać długo...  To mnie otrzeźwiło ale tak naprawdę chęci do działania nabrałam mniej więcej dopiero rok temu, kiedy to udało mi się pojechać na "Weekend ze SMA-kiem,". Przekonanie się na własne oczy jak wiele jest osób z takimi samymi problemami, które mimo to świetnie sobie radzą, dało mi na jakiś czas sporą dawkę energii. Niestety jak to zwykle bywa zderzenie z rzeczywistością szybko osłabiło mój zapał. ;/ Oprócz zapisania się do fundacji nie udało mi się właściwie nic zrobić. Choć kupiłam nowy wózek do tej pory nie udało mi się go odpowiednio dostosować. Tego typu przeciągające się sprawy wpychają mnie w dołek, sprawiają, że znów nic mi się nie chce. I dlatego ten blog ma mi przypominać, że nie wolno siedzieć bezczynnie. Żeby mieć co pisać trzeba działać. :) 
Po za tym zgodnie z tradycyjnym horoskopem, Japończycy wierzą, że 2014r. patronuje Drewniany Koń (z cyklu 5 żywiołów: ziemi, ognia, wody, metalu i drewna), a że drewno kojarzy się z drzewami i zielenią, ma on wiązać się z nowym początkiem. Jak by tego było mało ja jestem właśnie spod znaku konia(metal) ;) Może tym razem gwiazdy będą mi sprzyjać. ^-^


Pozdrawiam.