czwartek, 5 listopada 2015

Relacja z Warszawy.

Tak jak zapowiadałam opowiem jak udało mi się dojechać na tegoroczny Weekend ze SMA-kiem :) Mimo wszystko cieszę się, że się udało bo do ostatniej chwili wszystko stało pod dużym znakiem zapytania. O dziwo potem mama dała się nawet namówić na zostanie jeden dzień dłużej. Szkoda byłoby wyjechać i nic nie pozwiedzać. 
Ale po kolei.
Droga minęła całkiem sprawnie i szybko, Większość trasy pokonaliśmy autostradą, także mimo opóźnionego wyjazdu nawet się nie spóźniłyśmy. :)  Dodatkową atrakcją był bliski przejazd koło lotniska. Obserwowanie ładujących lub startujących samolotów było fascynujące. Potem trasa(którą musiałyśmy przemierzyć by dostać się do centrum i innych atrakcji turystycznych) wiodła przez imponujący most(choć raz jechałyśmy przez inny, mniejszy ale nawet ładniejszy) oraz tuż przy stadionie, który szczególnie po zmroku, cały rozświetlony wyglądał wspaniałe. :) Aż żałuje, że nie dało się robić zdjeć w trakcie jazdy...
Sama konferencja przebiegła sprawnie choć harmonogram był napięty, jak dla mnie może nawet zbyt napięty. Nie bardzo miałam kiedy się socjalizować :) Jestem jednak straszną introwertyczką nie potrafię tak po prostu kogoś zaczepić(szczególnie kiedy jestem zmęczona). Tak naprawdę udało mi się pogadać jedynie z kuzynem...:/ 
No ale ogólnie jestem zadowolona. Hotel ładny, dobrze dostosowany(choć w niedziele jedna z wind odmówiła posłuszeństwa ;) ) 

Zdobyłam kontakty do dwóch firm, które zajmują się miedzy innymi przeróbkami wózków. Liczyłam, że  wymyślą co zrobić z oparciem w moim elektryku. 

Co z tego wyszło innym razem. ;) Z warsztatów największy pożytek dla mnie na pewno płynął z tego o rehabilitacji oddechowej. Po za tym było oczywiście spotkanie z przedstawicielami szwajcarskiego koncernu Roche, prowadzącego dwa programy badawcze nad lekiem na SMA..
Lek co prawda nie będzie kierowany do mnie ale i tak jest to wspaniała wiadomość... :) 
Konferencja zakończyła się w niedziele po południu zaliczyłam wiec jeszcze trochę starówki, Trochę się przespacerowałyśmy. Przez między innymi Plac Zamkowy - jeden z centralnych placów w Warszawie, z Zamkiem Królewskim oraz Kolumną Zygmunta. I Rynek ze słynną warszawską syrenką - symbolem miasta oraz pięknymi kamienicami, których bogato zdobione fasady utrzymane są w ciepłej kolorystyce złota, brązu i brudnej czerwieni. 







Przyznam, że Warszawa okazała się bardzo ładna, aż szkoda, że było tak mało czasu. Niestety kolejny dzień pokazał, że trzeba najpierw wszystko dobrze sprawdzić. Okazało się bowiem, źe w poniedziałki Centrum Nauki Kopernik, które planowałam na tak upalny dzień, jest zamknięte O.o Dlatego po chwili wahania wybór padł na 
Pałac w Wilanowie wzniesiony w latach 1681–1696 dla króla Jana III Sobieskiego i Marii Kazimiery według projektu Augustyna Locciego. 
Nie obeszło się oczywiście bez komplikacji. Mama pomyliła drogę i jak zwykle w sytuacji stresowej wyłączyła mózg oraz uszy. Nie słuchała żadnej dobrej rady w kwestii nawigacji, także błądziliśmy w kółko chyba przez godzinę... Tak czy siak w końcu dotarłyśmy. ;) 




Kupiłyśmy bilety i najpierw skierowałyśmy się do pałacu. Piękna, barokowa budowla ale nie klimatyzowana >~< Oczywiście windy też nie posiada. Musiałam zadowolić się parterem ale i tak jest co oglądać.:) 






Ogród poszedł na drugi ogień, tez ładny i przede wszystkim obłędnie pachnący ale tam już nie wytrzymałam długo. Nigdy w życiu się chyba tak nie wypociłam :) 




Po krótkim przystanku na pyszną, mrozom herbatkę wróciłyśmy do hotelu coś zjeść. A wieczorem podjechaliśmy jeszcze zobaczyć Pałac Kultury. 

Niestety piętro widokowe było już zamknięte. Nie był to najlepszy dzień na zwiedzanie. Nawet kiedy zrobiło się już ciemno nadal było duszno... Następnego dnia po śniadaniu wracałyśmy już do domu i tak skończyła się moja Warszawska przygoda... Co było potem to już inna historia. Może następnym razem.:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz